Zaplątani

Zaplątani

Zaplątani

bajka, familijny, komedia, musical
Reżyser: Glen Keane, Nathan Greno, Byron Howard
Produkcja: Stany Zjednoczone
Data premiery: 26.11.2010 (Polska) 24.11.2010 (Świat)
Dystrybucja: Forum Film Poland Sp. z o.o.

Miałem dziś wielką przyjemność obejrzeć w kinie film (jeśli można tak to nazwać) ,,Zaplątani”. Nazwa nic się nie ima filmu, tak jak ,,Shrek” czy ,,Kot w Butach”… Jest absurdalna, zresztą tak jak cały film.

Sam scenariusz nie był aż tak zły, a co najważniejsze opierał się na starym sprawdzonym motywie, czyli: jest sobie księżniczka w wieży przychodzi piękny książę i… na ogół ratuje ją i bezpiecznie wynosi z wieży, ale tutaj on naszej dzielnej, niezależnej księżniczce miał pokazać drogę do zamku. No przecież to bez sensu! Od wielu lat miała możliwość ucieczki, żeby zobaczyć ten ,,świat na zewnątrz”, a ona wychodzi dopiero wtedy gdy ma przewodnika (no tak mogła bez niego ryzykować zgubienie się, ale mogła choć dotknąć tej trawy przed wieżą, chyba by się nie zgubiła…). Ale to przecież nie cała historia, pozwolę sobie opowiedzieć jej początek.

Dawno, dawno temu na świecie istniało życie bez słońca (już sobie to wyobrażam, ale przejdźmy dalej). Pewnego razu zaświeciło (ciekawe dlaczego?), ale oczywiście nie zaświeciło tak normalnie jak teraz świeci, o nie! Zaświeciło punktowo, bardzo punktowo… Właściwie zaświeciło tylko na jeden punkt na świecie, był to klif nad brzegiem morza. W miejscu gdzie zaświeciło wyrósł kwiatek (co ja mówię wyrósł, pojawił się w ułamku sekundy). Tak mniej więcej wyglądała ta historia, no może poza tym, że ten kwiatek wypiła później królowa (tak! Wypiła…). Niezbyt interesująca historia, jak na wielką kinową produkcję, ale można to rozumieć również, jako magiczny promyk słońca który spadł na ponurą ziemię, ja jednak wolę naukową wersję.

Sama wizualizacja też była do kitu… Postacie miały martwe oczy, woda wyglądała po prostu beznadziejnie, a ja przez 10 minut zastanawiałem się czy to za czym bohater się ukrył to skała czy konar. Nawet fizyka wyszła źle, ciśnienie milionów litrów wody miało mniej siły niż nasz książę, a super lekkie latające lampiony (hmmm… jak by to powiedzieć) niektóre latały a inne spadały, ale nie tam skąd je puszczono tylko koło… bohaterów. Nie było na czym zawiesić oka (no może włosy nieźle wyszły specom od grafiki). Tak czy siak film był hmmm… brzydki.

Idąc na ten film spodziewałem się, że będzie to rasowa komedia (duży błąd). Niestety nie czytałem małego druczku (kolejny duży błąd) gdzie pisało, że to również musical… (nienawidzę musicali…). Jeśli chodzi o charakter komediowy, to czułem się w kinie nieswojo. Z jednej strony unosiła się luźna atmosfera (nawet padło kilka fajnych gagów), jednak nie przez porządny komediowy humor, a roześmiane dzieci (tak! to właśnie dzieci się śmiały, cała sala dzieciaków!) czułem,że jak się zaśmieję to oskarżą mnie o niedojrzałość, więc siedziałem jak inni. Co ciekawe dzieci śmiały się w nietypowych momentach np. gdy koń jadł jabłko… Co w tym jest śmiesznego?! (Uwaga drogi polaku! Jeżeli twoje dziecko śmieje się z konia jedzącego jabłka, skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, albo od razu z Chuck Norrisem). Mimo ciągłych wrzasków dzieci, nasłuchiwałem jakiś dźwięków od istot rozumnych… długo, długo nic aż tu nagle (pamiętam, to było dokładnie w 37 minucie), usłyszałem to… Jakiś pan w kącie sali westchnął, nie był to śmiech, a spowodowany emocjami i napięciem filmu, gwałtowny spadek tętna poniżej stanu krytycznego, a w konsekwencji ostatni dech życia…

Na koniec, kiedy księżniczka wyszła za mąż (wiadomo za kogo 😛 ), a światła w kinie powoli się zapalały, powiedziałem sobie w myślach: ,,dożyłem…”

GD Star Rating
loading...
Zaplątani, 3.3 out of 5 based on 18 ratings

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz