Tak się robi politykę (recenzja filmu Idy Marcowe)

Idy marcowe plakatRecenzja filmu: Idy marcowe (The Ides of March)

dramat
Reżyseria: George Clooney
Scenariusz: George Clooney, Grant Heslov, Beau Willimon
Premiera: 31.08.2011 (świat), 3.02.2012 (Polska)
Produkcja: USA

To, że polityka jest jak masarnia i nie należy zaglądać za jej kulisy, by nie zostać zniesmaczonym nie jest nową myślą. Także kino wielokrotnie ukazywało mechanizmy działające w politycznych rozgrywkach. Można by wymienić jako przykłady chociażby „Wszystkich ludzi prezydenta” z Dustinem Hoffmanem czy zeszłoroczną „Żelazną damę” z Maryl Streep. Więc temat świeży nie jest, ale czy to automatycznie oznacza kiepski film? Zdecydowanie nie.

Idy marcowe” to kolejny film wyreżyserowany przez George’a Clooney’a (jest on też współautorem scenariusza i gra jedną z głównych ról) i kolejne jego dzieło obracające się w kręgu szeroko rozumianej polityki (po „Good night and good luck” z 2005 roku). Historia rozgrywa się podczas walki o nominację Partii Demokratycznej dającą mandat do kandydowania na urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych. W sztabie senatora (w tej roli Clooney) pracuje dwóch speców do PR-u, których kreują (jak zwykle świetny) Philip Seymour Hoffman oraz Ryan Gosling. Już pierwsza scena, gdy grany przez Goslinga bohater nabija się podczas próby mikrofonu z przemówienia (które być może sam napisał) swojego szefa daje nam pogląd na odczucia bohaterów. Wierzą oni w słuszność reprezentowanych idei, ale zachowują dystans i luz, bez którego nie przetrwaliby w świecie polityki.

Podczas rozwijania się fabuły otrzymywać będziemy i kuszenie przez diabła i nieoczekiwany zwrot akcji, wreszcie przemianę jednego z bohaterów. Wszystko to sprawi, że nie zdążymy się na filmie znudzić. Co prawda trwa on tylko półtorej godziny, ale sprawia wrażenie jeszcze krótszego, zwłaszcza druga połowa, które minie nam „jak z bicza strzelił”. Muzyka nie przeszkadza, ale też nie wpada w ucho – po prostu jest. W ogóle wszystkie poza-fabularne fajerwerki ograniczono do minimum. Wypływa to zapewne z faktu, że scenariusz został adaptowany ze sztuki teatralnej (co, swoją drogą, wyszło bardzo zgrabnie). Nie uświadczymy tu rzucającego się w oczy montażu. Zostają sami bohaterowie. I o ile fakt, że pomnikowy senator ma drugą, mniej miłą twarz, jest do przewidzenia, o tyle nie sposób nie zauważyć, że niemal wszystkie postaci są tu, albo przynajmniej starają się być, pozytywne. Jedni nie chcą zgadzać się na układy bo nie pozwala im na to honor, inni tak wierzą w słuszność swoich poglądów (albo niesłuszność poglądów przeciwnika), że zrobią wszystko by wygrać. W imię „większego dobra” posuną się zdecydowanie za daleko. No i ta majacząca gdzieś na horyzoncie metafora z tytułu. „I ty, Brutusie, przeciwko mnie?”

Ogólnie rzecz biorąc bardzo dobre political fiction. Potrafi przykuć do ekranu, a może nawet skłonić niektórych do refleksji. Świata nie zmieni, ale chyba nie miało takiego zamiaru.

 

Obejrzyj zwiastun filmu „Idy marcowe”.

GD Star Rating
loading...

Oni mają swoje zdanie o filmach

Zostaw komentarz